Mianowicie dziecko podczas tworzenia kreatywnych prac plastycznych wycisza się i relaksuje, zwłaszcza w trakcie lepienia z plasteliny lub gliny, z racji czego ma szansę na rozładowanie napięcia i trudnych emocji. Co więcej, widząc efekty swojej ciężkiej pracy, maluch buduje w sobie samodzielność, a także poczucie własnej wartości.
Kto jest kim? rodzaj zabawy: towarzyska miejsce zabawy: dom liczba uczestników: 5 minimalny wiek uczestników: 7 Opis Każdemu dziecku naklejamy na plecy kartkę z napisanym na niej imieniem i nazwiskiem jakiejś znanej osoby (dla młodszych dzieci mogą to być bohaterowie bajek, dla starszych np. postacie historyczne czy żyjące współcześnie). Dziecko nie może zobaczyć, kim jest - wiedzę o tym ma zdobyć podchodząc do kolegów i zadając pytania, na które można odpowiadać tylko "tak" lub "nie" (np. "Czy jestem postacią fikcyjną?", "Czy jestem piosenkarką?"). Zwycięża osoba, która jako pierwsza odgadnie swoją tożsamość.
Wiele osób, od których zależy kształt edukacji szkolnej dzieci, ma duży problem w określeniu swojej postawy. Okazuje się, że prawdziwym problemem jest znalezienie rzeczywistego celu szkolnej edukacji. Czy wychowujemy dzieci zdolne do uczenia się tylko tego, co jest już znane? A może powinniśmy sprób ...zbrodni. Poznajcie bohaterów „Placu zabaw” „Plac zabaw”Reż. Bartosz M. Kowalski, Polska{Cinema City Bonarka, Kijów, Kino Pod Baranami}Niewielkie miasto w Polsce. Dzień z życia nastolatków, którzy właśnie kończą szkołę podstawową. Dla Gabrysi to ostatnia szansa na wyznanie swoich uczuć. Niewinnie zapowiadające się spotkanie trójki bohaterów prowadzi do przerażającego finału. Scenariusz, nagrodzony w konkursie Script Pro, został oparty na faktach. „Plac zabaw” to pełnometrażowy debiut Bartosza M. Kowalskiego, który został doceniony przez widzów i krytyków za dokumenty „Moja wola” i „Niepowstrzymani”. Autorem muzyki jest Kristian Eidnes Andersen, autor ścieżki dźwiękowej do takich filmów jak „Antychryst” Larsa von Triera oraz nagrodzona Oscarem „Ida” Pawła Pawlikowskiego. Na ekranie trójka młodych debiutantów w najbardziej kontrowersyjnym i najszerzej dyskutowanym na festiwalu w Gdyni filmie tego sezonu.„Snowden”Reż. Oliver Stone, USA{Agrafka, Cinema City Bonarka/Plaza, Kijów, Mikro, Multikino, Kino Pod Baranami}Trzymający w napięciu thriller sensacyjny o najsłynniejszym demaskatorze naszych czasów - Edwardzie Snowdenie (w tej roli Joseph Gordon-Levitt) w reżyserii trzykrotnego zdobywcy Oscara Olivera Stone’a. Thriller, a zarazem biograficzny dramat opowiadający historię Edwarda Snowdena - najbardziej poszukiwanego człowieka na ziemi. Uznawany przez jednych za bohatera, przez innych za zdrajcę swojego kraju, Edward Snowden porzuca swoją pracę w Narodowej Agencji Bezpieczeństwa i decyduje się udostępnić opinii publicznej tajne dokumenty, dzięki którym na jaw wychodzi skala inwigilacji jakiej rząd amerykański dopuszczał się nie tylko wobec zagranicznych rządów czy terrorystycznych organizacji, ale przeciętnych amerykańskich obywateli. Niespotykany dotąd wyciek kompromitujących danych w historii USA stawia na nogi wszystkie służby, a schwytanie Snowdena staje się ich najważniejszym Stonepowraca z kolejnym, prowokującym do dyskusji filmem komentującym amerykańską i globalną rzeczywistość w świecie nowych technologii.
- Dlaczego Bóg nie przerwie tego okrucieństwa? - pyta, modląc się, Jurek. - Dlaczego pozwala na te okropności? - No, pokażę teraz temu Niemcowi! - powtarza sobie w myślach, ale gdy wreszcie dociera do Wrzeszcza na ulicę Chrzanowskiego, widzi przestraszonego chłopca i jego nieszczęsną matkę, Frau Hahn, żonę zaginionego gdzieś na
Zabawa ta jest bardzo prosta, a sprawia mnóstwo radości. Stanowi też doskonały trening pamięci. Wybieramy kilka przedmiotów (najlepiej, by znacząco różniły się od siebie – zabawki, przedmioty codziennego użytku, drobiazgi z maminej torebki). Układamy je w pewnym rozproszeniu, acz blisko siebie. Pozwalamy dziecku przyjrzeć się „ekspozycji” i zapamiętać, co zawiera. Następnie zadaniem malca jest odwrócenie się/zamknięcie oczu, a w tym czasie mama chowa jeden przedmiot i zmienia ułożenie pozostałych. Teraz dziecko ma odgadnąć, czego brakuje. Stopień trudności można zmieniać, co pewien czas dodając nowe elementy do „zbioru”. Powodzenia! Data modyfikacji: 13 września 2019
Dzisiaj uczestnicy Ameryka Express powalczą o półfinał! Ten sezon Ameryka Express powoli dobiega końca, ale to nie oznacza końca emocji! Teraz naprawdę zrobi się gorąco! Prowadząca zadała uczestnikom podchwytliwe pytanie – kto z pary sprawniej wykonuje zadania, kto zaś nie ma problemu ze znalezieniem transportu czy noclegu? Oczywiście odpowiedź na to pytanie wprowadziła
Podczas gdy nam, dorosłym dużo łatwiej przychodzi zapamiętanie pewnych faktów o koronawirusie, dzieci mogą mieć z tym problem. W nadchodzących dniach niektórym osobom trudno będzie wytłumaczyć pociechom, dlaczego muszą siedzieć w domu pomimo pięknej pogody i nadchodzącej wiosny i to właśnie dla Was moi drodzy napisałam opowiadanie o koronawirusie. Czasem łatwiej jest przekazać poważne treści za pomocą bajki i na trochę mniej poważnie: Nie tak dawno temu, w odległym a jednocześnie bardzo bliskim nam królestwie, które można zaobserwować wyłącznie pod mikroskopem, mieszkało sobie mnóstwo złych rodzin wirusów. Niektóre z nich wyglądały jak poskręcane robaczki albo bryłki z wypustkami, inne jak śmieszne, pstrokate pałeczki, a jeszcze kolejne przypominały pająki z geometrycznymi głowami. Zadaniem każdej rodziny było wywołać chorobę u ludzi, roślin lub zwierząt, im okropniejszą i złośliwszą tym lepiej. Można powiedzieć, że wszystkie wirusy wręcz ścigały się ze sobą, która rodzina sprawi, że pochoruje się więcej żywych organizmów. - Haa! Ja sprawiłem, że myszy leciała dzisiaj krew z nosa! - chwalił się jeden. - A ja, że Staś wymiotował i wymiotował, a potem bolała go głowa i brzuch! - przerwał mu kolejny. - Przeze mnie uschły wszystkie kwiatki w ogrodzie! - To jeszcze nic! Ja wywołałem wysypkę na całym ciele Kasi i jej kota, tak swędziała i bolała, że Kasia aż się popłakała, a kot stracił połowę futra! - zaśmiał się czwarty z wirusów. I tak na wyrządzaniu krzywdy i chorób mijały wirusom całe dni. W końcu, rodziny wirusów zaczęły się nudzić. Pryszcze, bóle mięśni, katar, grypa... Wszystko to już przecież było! Przechwałki wirusów przestały im sprawiać jakąkolwiek przyjemność. Zwołały więc w swoim królestwie wielkie zebranie, na którym postanowiły stworzyć najgorszego wirusa na świecie, żeby każdy bał się go tak, jak jeszcze żadnego innego przed nim. Wzięły ogromny kocioł i wsypały do niego całe mnóstwo złych składników. Wymieszały wszystko, trochę podgrzały i czekały. Po jakimś czasie z kotła wyszedł najbrzydszy wirus, jakiego kiedykolwiek widziały - cały szary i oślizgły, z czerwonymi gąbeczkami, obsypany pomarańczowymi wypryskami. Wszystkie wirusy były z siebie bardzo zadowolone - przed tak brzydkim wirusem, każdy na pewno będzie czuł strach! Wirus szybko podporządkował sobie pozostałe rodziny; był tak zły i bezwzględny, że nawet kazał sobie zrobić złotą koronę i zbroję, której nikt nie zdoła pokonać. Wkrótce po ich otrzymaniu, opuścił królestwo wirusów i ruszył w świat. Atakowanie śmiesznych, zielonych roślin wydało mu się niepotrzebne, więc zaczął szukać zwierząt. Najpierw na swej drodze spotkał małego nietoperza. Dotknął go i sprawił, że nietoperz zaczął mocno kaszleć i wcale nie mógł latać. Następnie zainfekował całą jego rodzinę, która musiała spędzić długie tygodnie w jaskini. Koronawirusowi podobało się u nietoperzy, ale to mu nie wystarczyło. Pragnął sławy i uznania w królestwie wirusów, a tego na pewno nie osiągnąłby kończąc na nietoperzach. Zdarzyło się, że pewnego razu do jaskini nietoperzy, wszedł człowiek. Wirus dostrzegł swoją szansę! O tak, choroby ludzi wirusy lubiły najbardziej i były z nich najbardziej znane!

Oto całość konferencji na temat wielkiego przekrętu tysiąclecia. @tvn24 przerwał ją w połowie. Rodzi się pytanie dlaczego i kto o tym zadecydował? Dobrze, że mamy @ObserwatorXY . Dzięki, Aneta. 03 Aug 2022

zapytał(a) o 22:13 Zabawa prezerwatywami! Czy to nałóg conajmniej 2-3 razy w tygodniu od kilku miesięcy bawię się z kumplami gumkami dmuchamy jak latają!Lepiej niż balony, na wietrze lepiej niż latawce!Żujemy jak są smakowe, lepsze niż gumy!Wąchamy po szkole rozrzucamy. Jest nas trzech mamy po 14 jednej aptece nawet kur*a przestali mi sprzedawać, na szczęście jest też druga. Z neta też to jakiś nałóg? Odpowiedzi blocked odpowiedział(a) o 22:16 nie po prostu masz zaburzenia psychoczno-fizjologiczne . Potem zaczniesz lizać penisy , staniesz się Anną Grodzkim , potem rak i śmierć nic prostszego . (polecam truskawkowe) blocked odpowiedział(a) o 22:16 No to chyba małe uzależnienie. Jak lubicie, to się bawcie,żujcie jak są smaczne, dmuchajcie i puszczajcie na wiatr, tylko kiedy przyjdzie co do czego nie zapomnijcie do czego są stworzone. Siria odpowiedział(a) o 22:30 Nie, to po prostu głupi okres w dojrzewaniu. Uważasz, że ktoś się myli? lub
Dlaczego zabawa jest ważna w rozwoju mowy. Warto pamiętać, że wczesne dzieciństwo to wyjątkowy czas w rozwoju mózgu, ponieważ to właśnie wtedy pod wpływem stymulacji i aktywności intelektualnej tworzą się połączenia mózgowe, które warunkują przebieg procesu uczenia. Barbara Szczepuła Dookoła pięknie kwitną wiśniowe sady. Z tych białych sadów płyną wieczorami rzewne pieśni o miłości i tęsknocie… A potem chłopcy chwytają widły, siekiery i idą zabijać - wspomina Jerzy Gebert. Buty mi będzie czyścił, Szwab jeden! - obiecywał sobie 15-letni Jurek po drodze do Gdańska. Cóż to była za podróż. Raz na dachu wagonu, kiedy indziej na stopniach, w tłumie ludzi ogarniętych gorączką i niepokojem… Pociąg wlókł się przez nieznane okolice z niemieckimi napisami, przez miasta o dziwnych nazwach: Marienwerder, Stuhm… Gdy pociąg stawał, ludzie się pchali, potrącali wzajemnie, przeklinali. Tato dotarł do Gdańska wcześniej. Przekazał wiadomość, że w Langfuhr znalazł dom. Mieszka tam jeszcze rodzina niemiecka. Syn Niemców, Hans, jest rówieśnikiem Jurka. - Odbiję sobie na nim wszystkie okropności wojny. Z głębi pamięci wypływają obrazy z Kostopola. Kostopol był żydowsko-polsko-ukraińskim miasteczkiem powiatowym, zapadłą dziurą na Wołyniu, gdzie diabeł mówi dobranoc. Porzekadło o diable sprawdziło się po raz pierwszy w roku 1939, wraz z wejściem Sowietów. Ojciec Jurka, weteran wojny polsko-bolszewickiej, który w 1920 roku dotarł aż do Kijowa, nie miał złudzeń, gdy zobaczył sołdatów w szpiczastych czapkach. Zaczęły się wywózki na wschód, mama uszyła woreczki na kaszę - bo gdyby tak przyszli po nich w nocy… Nie przyszli, co było zdumiewające. Ojciec był przecież kierownikiem referatu karno-administracyjnego w starostwie, a urzędników wywożono w pierwszej kolejności. Gebertów uratował Żyd, pan Singer, oczywiście nie ten znakomity pisarz, ale miejscowy hydraulik. Był komunistą, a zdaniem władz sanacyjnych, miejsce komunistów było w obozie w Berezie Kartuskiej. Podobnie zresztą jak nacjonalistów ukraińskich z OUN. Z Łucka przyszedł nakaz: aresztować i wysłać Singera do Berezy! Wymagało to jednak podpisu Czesława Geberta, a on odmówił. Jak można pozbawić miasto jedynego hydraulika? Po wkroczeniu Sowietów Singer został przewodniczącym Rajkomu, komitetu partii. Wielką szychą. I ta szycha powiedziała podobno enkawudzistom: Geberta mi nie ruszajcie! ***Jurkowi udaje się wepchnąć do wagonu. Żuje kawałek chleba. Głód za Sowietów był straszny, do tego pierwszej zimy 40 stopni poniżej zera. W starej pożydowskiej ruderze pana Sztarka przez szpary w ścianach wciska się mróz. Gebertów wyrzucono z kolonii urzędniczej, zabrano wszystko - meble, nowiutkie radio Philipsa, nawet sukienki i koszule nocne mamy, które spodobały się żonie sowieckiego oficera. A pan Sztark znalazł sobie lepsze lokum, bo wstąpił do sowieckiej milicji i mógł wybierać. Chajka, szkolna koleżanka Jurka, pyta go przy każdym spotkaniu: - No i gdzie ta twoja Polska? Ja ci powiem gdzie - twoja Polska w dupie! A jemu chce się płakać, ale się powstrzymuje, bo przecież chłopaki nie płaczą. *** Od lata 1941 roku inne diabły mówią w Kostopolu dobranoc. Niemców wspierają Ukraińcy. Szczególnie młodych ogarnia jakieś szaleństwo. Wierzą, że Niemcy zapewnią im samoistijną Ukrainę. Maszerują, śpiewając - Smiert’, smiert’, Lachom smiert’! Podobne napisy pojawiają się na murach. Grabią żydowskie sklepy, podpalają kramy na rynku. Już w lipcu 1941 roku Ukraińcy z OUN zamordowali w Kostopolu wraz z Niemcami 150 osób. Inteligentów, zarówno Żydów, jak i Polaków. Do domu pana Lernera, gdzie mieszkają teraz Gebertowie, wpada młody Ukrainiec z gestapowcami. Przyglądają się ciemnym włosom mamy. - Nie jestem Żydówką - przekonuje przerażona. Pokazuje święte obrazki na ścianach, krzyżyki i medaliki, wyciąga metryki chrztu. Gestapowiec każe chłopcom ściągać majtki… Właściciel domu zdążył się ukryć. Ukrainiec dźga bagnetem poletko gęsto rosnącej fasoli w przydomowym ogródku. W pewnym momencie na ostrzu widać krew. - Mam cię, parszywy Żydzie! - krzyczy mołojec. - Szliśmy w niedzielę do kościoła - Jurkowi pod powieki napływa inny obraz. - Zatrzymuje nas pochód nieprzytomnych ze strachu Żydów pędzonych w kierunku lasu. Potem z okolic boiska rozległy się strzały. Słychać je było przez całe godziny. Półtora tysiąca ludzi straciło życie, wielu znajomych i sąsiadów. Zginęli także Chajka, jej ojciec i cała rodzina. Uratował się tylko Singer. Udało mu się uciec. - Ukraińcy zastrzelili także, niejako przy okazji, blisko stu Polaków, wśród nich pana Jagodzińskiego, kolegę taty ze starostwa. Jurkowi staje przed oczami mecz piłkarski, który na tym stadionie rozgrywali urzędnicy z leśnikami. Tata był świetnym zawodnikiem, pan Jagodziński też, dobrze się spisywał w obronie. Tata miał w życiu szczęście - myśli Jurek, patrząc przez okno na przesuwający się krajobraz. - Miał szczęście. Przeżył. *** Przed Ukraińcami uratował Gebertów Borys Nowosielski. Studiował na Politechnice Lwowskiej. Był też, o czym nikt przed wojną w mieście nie wiedział, działaczem Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Podkochiwał się w kuzynce Jurka, Danusi, która przyjeżdżała do Kostopola podczas wakacji. Spacerowali nad rzeką, coś tam między nimi chyba zaiskrzyło… Mama Jurka zapraszała Borysa na brydża i kolacyjki. - Borys, ratuj! - Gebertowie pobiegli do niego, gdy sytuacja Polaków stała się dramatyczna. Młodzi ludzie z niebiesko-żółtymi opaskami pluli na ich widok i krzyczeli „Ach, ty polskie gówno!”. Nauczycielowi Góreckiemu wybito szyby, komuś grożono, kogoś innego znaleziono we krwi gdzieś w zaułku. Uzbrojone oddziały Ukraińskiej Powstańczej Armii nie kryją swoich zamiarów: - Smert’ Lachom! Strach rozlewa się po mieście, rośnie, paraliżuje. A dookoła tak pięknie kwitną wiśniowe sady. Biel kwiatów przecudna, jasna poświata spowija okolicę jak welon, unosi się nad domami i chatami. Z tych białych sadów płyną wieczorami rzewne pieśni o miłości i tęsknocie… A potem chłopcy chwytają widły, siekiery i idą zabijać. - W Generalnej Guberni mamy rodzinę - przekonywała pani Gebertowa Nowosielskiego, który był teraz merem Kostopola. - W Siedlcach mieszka moja siostra. Załatw przepustkę, Borys… *** Przeskakują z pociągu do pociągu, przekupują bachnschutzów, Równe, Łuck, Kowel… O, Boże, Kowel! Na sąsiednim torze stoi pociąg towarowy pełen sowieckich jeńców. Z zamkniętych wagonów dochodzi nieludzkie wycie. Wody, wody! Wreszcie Niemcy otwierają wagon, jeńcy rzucają się do studni, piją, moczą głowy, zachłystują się, wydaje się - zmartwychwstają. - Odjazd! Schnell, schnell! - pada rozkaz, ale nie wszyscy go słyszą, a może nie chcą słyszeć, żołnierze oddają kilka ostrzegawczych strzałów w górę, a potem zaczynają strzelać do zgromadzonych wokół pompy. Śmieją się. Pada jeden człowiek, drugi, trzeci… Na peronie zostaje góra trupów. Mama zasłania synom oczy, ale już jest za późno. Obraz utkwi pod powiekami na zawsze. *** Siedlce. Mimo niemieckiej okupacji to jednak Polska. Mieszkają w pożydowskim domu, pełnym szczurów i pluskiew. Chłopcy hodują króliki, chodzą do niemieckiej szkoły i na tajne komplety. Ciocia Marta prowadzi bar obok dworca, tata pracuje u niej, mama jeździ na wieś po żywność. Przejeżdżając obok Treblinki, czuje słodkawy zapach palonych ciał. Obok - siedleckie getto. Tysiące Żydów stłoczonych w nieludzkich warunkach, teren ogrodzony od reszty miasta drutem kolczastym. To stąd szły jeden po drugim transporty do obozu zagłady w Treblince, a teraz esesmani szukają tych, którzy gdzieś się ukryli. Chodzą od domu do domu. Gdy już jest po wszystkim, zjeżdżają się furmanki z okolicy, by zabrać trupy. Jurek widzi, jak chłopi ładują na wozy także żydowskie mienie: pokrwawioną pościel, garnki, meble… Żadnego złota ani futer dawno nie ma, zabrali je Niemcy. - Czy można spać pod pokrwawionymi pierzynami, na pokrwawionych poduszkach? Co się wtedy śni? ***Na ulicy Piłsudskiego - publiczna egzekucja. Odwet za zabicie niemieckiego oficera przez partyzantów. Ginie 20 więźniów. Wołali: „Niech żyje Polska!”. Następni mają już zagipsowane usta. Mordowani są żołnierze podziemia, przypadkowi przechodnie, starzy i młodzi. Nikt nie zna dnia ani godziny. Straszne wieści nadchodzą z Wołynia. Upowcy mordują całe rodziny, całe wsie, krwawa rzeź w Janowej Dolinie na przedmieściach Kostopola jeży włosy na głowie… - Dlaczego Bóg nie przerwie tego okrucieństwa? - pyta, modląc się, Jurek. - Dlaczego pozwala na te okropności? *** - No, pokażę teraz temu Niemcowi! - powtarza sobie w myślach, ale gdy wreszcie dociera do Wrzeszcza na ulicę Chrzanowskiego, widzi przestraszonego chłopca i jego nieszczęsną matkę, Frau Hahn, żonę zaginionego gdzieś na morzach korvetten-kapitäna, na której zwycięzcy wzięli już odwet. Była piękną kobietą. Najpierw gwałcili ją wyzwoleni przez Sowietów jeńcy francuscy, których niedaleko stąd Niemcy trzymali w obozie. Potem Rosjanie. Upodobał ją sobie szczególnie sowiecki pułkownik. Co wieczór dobijał się do drzwi. Tato przekonywał z drugiej strony, że w domu mieszkają Polacy, a Jurek z bratem biegli na strych i z okienka wołali w stronę niedalekich koszar: - Wojsko polskie, na pomoc! Ratunku! Z Hansem wkrótce się zaprzyjaźnił. Razem myszkowali po okolicznych górkach i lasach w poszukiwaniu broni. Nieraz natykali się na trupy niemieckich żołnierzy. Murarz, którego zatrudnił pan Gebert, zamurowywał wielką dziurę w ścianie domu, a chłopcy, przy pomocy Hansa zresztą, biegali po okolicy, szukając potrzebnych sprzętów. Z sąsiedniej ulicy przytaszczyli kuchenkę węglową, ze zboru ewangelickiego przy ulicy Szymanowskiego, zamienionego niebawem na kino, znosili dachówki. Tramwajem numer sześć jadą na plażę w Brzeźnie, gdzie stało niezniszczone kąpielisko oraz molo… Po wakacjach Jurek idzie do szkoły. Wreszcie do polskiej. Po kilku miesiącach Hans wyjeżdża do Niemiec z matką i dziadkiem. Jurek zaczyna palić w piecu ich książki. Teraz żałuje i wstydzi się, ale wtedy naprawdę trudno było o opał. Czesław Gebert pracuje w Gdańskim Starostwie Powiatowym w Sopocie. Jeździ po wsiach jako reprezentant tak zwanej komisji weryfikacyjnej, by decydować, kto jest Niemcem, kto Polakiem i kto może zostać. Wraca zdenerwowany. Ludzie nieraz przysięgali, że są Polakami, pokazywali polskie metryki i świadectwa, prosili, by ich zostawić, ale podpisanie volkslisty skazywało ich na opuszczenie rodzinnego domu. - Decydowali funkcjonariusze UB - mówi mi Jerzy Gebert. W rozmowach przy obiedzie czy kolacji często wraca się do Wołynia. Roztrząsa szczegóły rzezi. - Jak to możliwe - zastanawiają się Gebertowie - że sąsiad mordował sąsiada, jego żonę i dzieci? - Tato, przecież w II Rzeczypospolitej Polacy traktowali Ukraińców tak jak Niemcy Polaków w Wielkopolsce podczas zaboru pruskiego. Albo nawet gorzej - mówił Jurek. - Sam ich na siłę polonizowałeś. Jeździłeś na wieś z pogadankami, przekonywałeś, że lepiej być Polakiem katolikiem niż prawosławnym Ukraińcem. Polska była dla nich nie matką, lecz macochą! - Może to był błąd - przyznawał ojciec. Pod koniec lat 40. ktoś się wreszcie dopatrzył, że Czesław Gebert był za sanacji urzędnikiem. Wyrzucono go z pracy. *** Jurek zdał maturę i poszedł na medycynę. Po pierwszym roku studiów wygrał konkurs na sprawozdawcę sportowego w gdańskiej rozgłośni Polskiego Radia. Z czasem stał się jednym z najpopularniejszych trójmiejskich dziennikarzy. Przez 40 lat żadna impreza sportowa nie odbyła się bez jego udziału. I komentarza. Relacjonował przed mikrofonem olimpiady, kolarskie Wyścigi Pokoju, mecze piłkarskie i tenisowe, zawody lekkoatletyczne, walki bokserów. Studia medyczne jednak skończył i przez lata pracował nocami w pogotowiu ratunkowym. Przerywamy rozmowę, bo pies Bazyli domaga się spaceru. @ W7XE. 361 451 477 174 80 138 147 239 69

kto i dlaczego przerwał zabawe